„Spędziłem w szkole 13 lat, podczas których dużo się uczyłem. Uczyłem się algebry, tego jak obsługiwać palnik Bunsena, dowiedziałem się, że jestem beznadziejny, jeśli chodzi o stolarstwo, poznałem kilka faktów o dinozaurach i radościach życia po opanowaniu Imperium Rzymskiego. Nauczyłem się wstawać, gdy nauczyciel wchodzi do klasy i oddawać pracę klasową na czas, jeśli nie chcę siedzieć w kozie, ale nie nauczono mnie, jak wyznaczać sobie cele, radzić sobie z emocjami czy z konfliktami. Jeśli o mnie chodzi, to szkoła przygotowała mnie do egzaminów. Nie przygotowała mnie do życia.” /Paul McGee/
Szkoła jest obowiązkowym etapem życia każdego z nas. Wielu wspomina jej czas z dużym sentymentem. Przypomina sobie rozliczne doświadczenia, przyjaźnie, w jakimś zakresie również to co poznaliśmy, zapamiętaliśmy i umiemy z tamtych czasów. Wielu jednak, kiedy zapytać ich o najbardziej atrakcyjne i wartościowe momenty z okresy szkolnej edukacji wspomina… wakacje. Kiedy to można było bez obawy przed oceną testować nowe rozwiązania, praktykować nabyte i świeżo pozyskane kompetencje, czuć się ważnym, odpowiedzialnym za siebie i w znacznym stopniu szczęśliwym człowiekiem. Dla wielu dorosłych okres kanikuły to czas wypoczynku i nic nierobienia. Dzieci, ich zdaniem, mają „totalną labę”, nic nie muszą i szczerze mówiąc często pojawiają się w głowach mam, ojców czy innych opiekunów pomysł, by to dziecięco-młodzieńcze nicnierobienie na różne sposoby zagospodarować. Tymczasem czas wakacji, głównie letnich, to okres intensywnej pracy dziejący się w ciele i w głowach naszych wychowanków. Kiedyś widać to było na framudze drzwi do kuchni czy do pokoju dzieci, gdzie odnotowywano ich wzrost i gdzie naocznie widać było jak bardzo dynamicznie zachodziły zmiany w tym zakresie właśnie w miesiącach letnich. Do tego dodajmy rozwój kompetencji społecznych i wiedzy na temat samych siebie. Poszerzenie wielu umiejętności zarówno w wymiarze fizycznym jak i komunikacyjnym. Wstyd powiedzieć, ale jeśli dzieci kiedyś się autentycznie uczą i faktycznie rozwijają, to właśnie podczas wakacji. W okresie, kiedy nie „pomaga” im w tym szkoła.
Czy można by ten stan rzeczy poszerzyć na czas lekcji i pracy z nauczycielami? Pewnie można. W wielu szkołach nawet podejmuje się liczne próby, by tak właśnie pracować. Niektóre wręcz pracują w trybie podróży oraz przygody. Trzeba do tego nieco odwagi. Decyzji zwolnienia się z obowiązku podporządkowania rygorom formalnej administracji. Skupienia na ocenach, wynikach, egzaminach, dyscyplinie oraz porządku. Stworzenia warunków dla prób, bezpiecznego i rozwojowego popełniania błędów, działań w kooperacji z innymi i pracy w kontekście korzyści oraz przydatnych tu i teraz celów. Możliwości działań w obszarze wolności, przyjemności podejmowanych działań oraz radości z osiąganych rezultatów. Tak może być nie tylko podczas wakacji.