Wojciech Kuczok w swojej znanej powieści „Gnój” przedstawił opis rozmowy matki z synem, który zapytał jak jest w piekle: „- Synku, w piekle na powitanie pokazują ci wszystkie twoje niewykorzystane szanse, pokazują, jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś we właściwym czasie wybrał właściwe wyjście. A potem pokazują ci wszystkie te chwile szczęścia, które straciłeś (…) – A potem? Mamusiu, co się dzieje potem, kiedy już to wszystko pokażą?
– Potem, synku, zostawiają cię samego z twoimi wyrzutami sumienia. Na całą wieczność. Nie ma już nic ani nikogo. Tylko ty i twoje wyrzuty sumienia.” Dziś to my podejmujemy decyzje w imieniu naszych uczniów, dzieci. Ciekawe czy i one wrócą do nas, kiedy będziemy mieli nieskończoną ilość czasu, by się nad nimi zastanowić.
Stoimy na progu niezbędnej personalizacji edukacji. Podstawą dla jej wdrożenia jest umożliwienie uczniom identyfikacji własnych ograniczeń i zasobów. Świadomość samego siebie to z jednej strony rzeczywista wiedza na temat tego w czym jestem dobry, co w sobie mogę rozwijać, nad czym pracować i do czego zmierzać. To jednocześnie wiedza istotna dla nauczycieli komu i w jakim zakresie oferować jaki rodzaj wsparcia. Czego i w jakim zakresie oczekiwać. Co proponować i w co angażować, by praca, którą będą uczniowie wykonywać w optymalny sposób sprzyjała ich rozwojowi. To zarówno dla uczniów jak i dla nauczycieli przebogate źródło wiedzy na temat przyczyn i potencjalnych skutków podejmowanych działań. Małe dziecko ucząc się intensywnie, choć zdecydowanie po omacku tego, czym jest otaczający je świat, ponosi nierzadko duże koszty skrojonej przez samego siebie i dla siebie samego edukacji. To nic przyjemnego dowiedzieć się organoleptycznie, że cytryny są aż tak kwaśne, a płomień świecy gorący. To jednak wiedza bardzo praktyczna. Podobnie jak ta, że kiedy się wystarczająco długo płacze, to dorośli na ogół dają to, na czym nam zależy, ale też ta, że kiedy przytulić się do mamy, to to, co tak przed chwilą bolało, mniej boli. Szkoła to rzecz jasna nie dywan do pełzania, a i uczeń to oczywiście nie niemowlę. Ale skoro sposób uczenia z pierwszych lat życia tak dobrze się sprawdza, to może warto, zamiast mówić co trzeba i oceniać za źle wykonane zadania- zacząć stwarzać warunki?