Dla wielu ekspertów od edukacji szkoła jest i powinna być taka, jaką pamiętają z czasów, kiedy sami byli uczniami. Niektórym być może marzą się realia z „Syzyfowych prac” czy „Wspomnień niebieskiego mundurka”, ale to tylko dlatego, że człowiek powinien dążyć do ideału. Patrząc na działania podejmowane przez resort edukacji w dobie koronowirusa widać, że ideały są ściśle określone, kierunek zmian jedynie słuszny i sukces na końcu zapewniony.
Zwłaszcza, że życie jest gruncie rzeczy niesamowicie proste. Wskazywał na to jeden z dziewiętnastowiecznych angielskich pedagogów, który stwierdził, że jeśli chodzi o łacinę, to on jako Anglik i nauczyciel doszedł do wniosku, iż nie sposób wymyślić lepszego narzędzia do nauczania angielskich chłopców. I samo przyswojenie języka nie ma w tym wypadku istotnego znaczenia. Ogromną zaletą łaciny jako narzędzia nauczania jest jej niewyobrażalna trudność. I tak zapewne myślą kierują się kreatorzy dzisiejszej oferty edukacyjnej w naszym kraju. Nauka musi być trudna. Musi zawierać wiele treści, które nie powinny służyć niczemu poza zajmowaniem umysłów młodych ludzi. Ci zaś powinni zrozumieć, że uczenie się nie jest po to żeby żyć, ale życie, a przynajmniej ich życie jest po to, żeby się uczyć. I, że podstawą nauczania jest podążanie zgodnie z łacińską sentencją (nie sposób wymyślić nic lepszego) per aspera ad astra. Ot, choćby po to by stać się tak bardzo wymarzoną przez wielu młodych ludzi gwiazdą medialną. Doświadczyły tego osoby, którym zaproponowano występy w czymś co szumnie nazwano „TVP Szkoła” i co rzeczywiście spowodowało że uczestniczki tego projektu od kilku dni nie schodzą ze stron większości portali społecznościowych.
Czy jednak na tym to powinno polegać? Marcin Zaród, osoba nosząca tytuł Nauczyciela Roku, a poza tym praktyk edukacji z wykorzystaniem mediów XXI wieku, w jednym z wywiadów powiedział: „…wygląda to jak poligon, ale tak nie powinno być. Mamy wielu ekspertów, wiele centrów nauczania e-learningowego, wiele uczelni od lat oferuje wykłady na ten temat, także w formie nagrań. Wystarczyło skorzystać z doświadczenia osób, które zajmują się tym od lat ale nie zrobiono tego. Takie konsultacje spokojnie można było zorganizować nawet przed dniem obowiązywania rozporządzenia o zdalnym nauczaniu. Mój zarzut jest taki, że nie zastanowiono się do końca co nauczyciele mają realizować. Po dwóch tygodniach podczas których MEN mówiło o powtórkach materiału, resort nie wydał jasnego przekazu dla nauczycieli, że w tym momencie podstawa programowa nie jest najważniejsza”.
Nic dodać, nic ująć. Osoba odpowiedzialna za ten sukces odpowiadając na oskarżenie, że ustawowy wymóg zdalnego nauczania zmusza nauczycieli do wielu godzin dodatkowej pracy, zarzut odrzucił twierdzą, że przecież zrobienie kilkuminutowego filmiku na temat nie wymaga jakiegoś szczególnego zaangażowania. W sumie warto się cieszyć, że ten pan został ministrem, bo dzięki temu jakaś grupa uczniów ma być może szansę spotkać się z rzeczywiście dobrym nauczycielem. A takich osób jest przecież mnóstwo. Osoby zainteresowane mogą bez przeszkód znaleźć dziesiątki, a dziś może nawet setki przykładów propozycji jakie nauczyciele opracowali i dostarczają swoim uczniom. Sami z siebie! I, jak się zdaje trochę na przekór decyzjom (wiedzy, czy może raczej należałoby napisać: braku wiedzy) pana ministra.
Bo dla administracji rządowej szkoła, bez względu na to, co się dzieje dookoła, to ta, która realizuje podstawy i ramowe plany nauczania! Tymczasem wielu, którzy się na edukacji naprawdę znają, wskazuje, że w okresie kryzysu najważniejsze są relacje, zapewnienie uczniom bezpieczeństwa, dostosowanie oferty do warunków w jakich musimy ją realizować. W Chorwacji, czy we Włoszech wyraźnie wręcz wskazano, że nauczyciele mają realizować tylko te elementy podstaw programowych, które można zrealizować w obecnych warunkach. U nas są one nadal są świętym graalem. Kolejny urzędnik rządowej agendy oświatowej- Marcin Smolik, po blamażu jakim okazały się próbne egzaminy, stwierdził, że wszyscy zdaliśmy egzamin. Trudno się z tym zgodzić. Egzamin podczas którego uczniowie mieli problemy z pobraniem arkuszy naraził ich tylko na dodatkowy stres. Niczego ich nie uczył. Nic nie dał. Co gorsza nieodwołanie do tej pory matury ani egzamin po szkole podstawowej jest w gruncie rzeczy igraniem z psychiką młodych ludzi i działaniem wprost przemocowym. Ale kto by się tam przejmował uczniami- mali są, a szkoła jak wiadomo musi boleć!