Sukces bądź porażka w dorosłym życiu w dużej mierze zależą od energii, odwagi i samodzielności, z jakim człowiek podejmuje trud spełnienia własnych marzeń. Pewność siebie w jakimkolwiek przedsięwzięciu przychodzi z pamięci o minionych sukcesach./D.C.Fisher/
Nasza skuteczność w znacznym stopniu zależy od tego, w jaki sposób się postrzegamy. To w dużym zakresie konsekwencja dzieciństwa spędzonego w rodzinie. Część najstarszych dzieci ma przekonanie o swojej szczególnej odpowiedzialności, w związku z tym często próbuje przejmować odpowiedzialność za innych, kierować, narzucać się ze swoimi rozwiązaniami. Te najmłodsze często próbują żyć w komforcie braku odpowiedzialności i przekonaniu, że przecież „te ważne sprawy” powinni za nich rozwiązywać czy wykonywać „ci starsi”. Dziwnie się czują dzieci, które nie są ani najmłodsze, ani najstarsze. Bywa, że mają wrażenie braku swojego miejsca w grupie. Niekiedy za wszelką cenę próbują przejąć przywództwo, niekiedy próbują w niebanalny sposób zwrócić na siebie uwagę, na swoje potrzeby, na to, że przecież też są jakieś!
W rodzinie jest sporo casu, żeby nad tym popracować, a i tak nie zawsze się to udaje. Zwłaszcza, że przecież oczywiste oczywistości nie wymagają korekt. Najmłodsze się pieszczą, najstarsze próbują odpowiadać za wszystko a środkowe szarpią się w braku jednoznacznej odpowiedzi kim w ostateczności są w tym stadzie. A jak jest w szkole? W klasie mamy i te najstarsze i te najmłodsze i te ze środka i coraz więcej tych, co w ogóle nie mają rodzeństwa i uczą się swoich ról społecznych od rodziców, którzy przecież również są różni. Niektóre dzieci narzucają bez zbędnych ceregieli to, jak należy je tratować. Inne szamoczą się w swoich decyzjach, bo w klasie jest się jeszcze trudniej odnaleźć niż w domu. Znaczna część chowa się za parawanem udawanej obojętności na innych i na to, co ci mogliby im zaproponować czy czego od nich oczekiwać.
Tymczasem każde dziecko powinno mieć prawo czuć, że jest dla nas najważniejsze. By tak było, konieczne jest pozostawienie mu jak najszerszego spektrum samodzielności i możliwości działania – w tym popełniania błędów. Dziecka nie można nauczyć bycia dorosłym. Można natomiast umożliwić mu doświadczenia bycia tym, który może, potrafi i nie boi się działać. Temu powinna służyć szkoła. Testowaniu korzystnych rozwiązań. Empirii drogi pozwalającej dotrzeć do zamierzonych rezultatów. Sprawdzaniu granic, narzędzi, własnych możliwości i barier. Energia, odpowiedzialność i samodzielność absolwentów naszych szkół nie wynikają z realizacji podstaw programowych. Są konsekwencją podejmowanych przez nich prób i popełnianych błędów. Euforii odniesionych sukcesów i bólu, ale też nauki wynikających z odniesionych porażek. Nie warto im tego zabierać tylko dlatego, że nie przygotuje ich to do egzaminu zewnętrznego. To nie o ten egzamin w prawdziwym życiu chodzi!