To, co najważniejsze, nie może być na łasce tego, co mniej ważne.
/W. Goethe/
Pracując z uczniami widzę ich jako dorosłych, którzy działając na rynku pracy, w społeczeństwie czy żyjąc w swoich rodzinach zachowują się godnie, rozważnie, podejmując decyzje przynoszące korzyści i splendor im samym i mnie jako ich byłemu nauczycielowi. Kiedy obserwuję zachowania ludzi dookoła, czytam rozmaite wpisy na Face booku, słucham opowieści dzieci skarżących się na swoich rodziców nie mogę dociec, to też był ich nauczycielem. Mam dużo żalu do siebie. Że za mało robię. Że nie dość jednoznacznie protestuję przeciwko krzywdzie jaką my dorośli robimy naszym dzieciom. Że do pewnego stopnia zgadzam się na świat, w którym żyję.
Codziennie natykam się na wypowiedzi o konieczności zmiany szkoły, sposobu uczenia się i form wychowywania tych, którzy raczkują czy też powoli wkraczają w dorosłość. Jest tyle ważnych rzeczy do zrobienia! Jest tyle mądrych, godnych i znających się narzeczy osób, którzy powinni nas poprowadzić i razem z nami przejść przez tę niezbędną zmianę, która wreszcie zatrzyma to, co zbędne i pozwoli zaistnieć temu, co już dłużej czekać nie może. I nieustannie wydaje mi się, że nieustannie wypisujemy na sztandarach sprawy błahe, a to do czego nawołujemy jest czymś, co śmiało by można pominąć.
Planując zmianę form oddziaływania na rozwój i przyszłość naszych dzieci, powinniśmy się zająć tym, co jest dla nich najważniejsze. Tylko, czy wiemy, co to jest? Czy nie przywiązujemy się nadmiernie do tego, co nam się wydaje szczególnie, czy wręcz wystarczając istotne?! Czy mamy w sobie dość wiedzy i wiary, że to co proponujemy jest kluczowe i że faktycznie pozwoli odmienić przyszłość dzisiejszych uczniów i uczennic? Ja nie wiem. Szkoda, bo tak bardzo bym chciał zmienić to, co nie zmienić się już nie może!!!