Świat dookoła nas się zmienia. Szybciej niż wielu z nas by chciało. Zmieniają się uwarunkowania, w jakich żyjemy, a wraz z nimi nasze postawy, systemy wartości czy proste codzienne zachowania. Kiedy Marshall McLuhan pisał o „globalnej wiosce”, wielu z nas nie wiedziało o co chodzi, a z czasem wszyscy się do niej przenieśliśmy pozbawiając się czarno-białych telewizorów i wymieniając anteny stacjonarne na satelitarne. Wielu z nas przed laty postrzegało komputery, jako lepszą maszynę do pisania, ale ich pełnię możliwości odkryliśmy dopiero, gdy zyskaliśmy niemal bezwarunkowy dostęp do wi-fi. Kiedyś myśleliśmy, że największym szczęściem jest możliwość trzymania paszportów we własnych domach, dziś wystarczy dowód osobisty by przekraczać większość granic Europy. Świat się zmienia. Zmieniają się również nasze dzieci. Nie zmienia się tylko stosunek części dorosłych do kolejnych pokoleń. Czytamy o tym w starych egipskich papirusach. Czytamy w pismach Platona i Arystotelesa. Od wieków powtarzamy, że młodzież jest inna niż byśmy tego oczekiwali. Mniej ideowa, mniej zaangażowana, pozbawiona celów, które chcielibyśmy przed nimi postawić.
By zrobić coś w tym zakresie koniczne jest uwolnienie uczących z gorsetu nieustannej zależności od wszystkich i od wszystkiego. Jedynym ograniczeniem dla nauczycieli powinni być sami uczniowie. I to dokładnie tacy jacy są, a nie tacy jakimi ich widzą chociażby autorzy programów nauczania czy tym bardziej podręczników. Problem polega na tym, że autentyczne wyzwolenie nauczycieli może się dokonać jedynie przez pracę. Głównie pracę ich samych. I to pracę realizowaną w realnie szerszym wymiarze czasowym niż dotychczas. A to boli. Zwłaszcza, że znaczna część osób zatrudnionych w szkole w gruncie rzeczy nie wierzy w sens swojej pracy ponieważ – jak mówią – muszą pracować z przypadkami, które w zasadzie są niereformowalne. Zwłaszcza, kiedy w ich nagannych postawach wspierają ich w całej rozciągłości rodzice. Wszyscy więcej oczekują, więcej wymagają, nie akceptują proponowanych rozwiązań, charakteryzują się postawami roszczeniowymi. Rozwiązanie tego typu wyzwań w pojedynkę, w większości przypadków jest po prostu niemożliwe. Oczekiwanie na zmiany ustawowe, które pozwoliłyby podejmować bardziej restrykcyjne działania są praktycznie bezpodstawne. Część nauczycieli po prostu rezygnuje. Wszyscy zaś angażujemy się w coraz głośniejsze narzekanie na młodzież. Bo przecież tak źle jak teraz, to jednak nigdy nie było!