Kim jest współczesny nauczyciel? Menadżerem procesu rozwoju swoich uczniów? Sprawnym organizatorem procesu edukacyjnego, pozwalającego uczniom pracować nad rozwojem kompetencji własnych zgodnie z oczekiwanymi wymaganiami zapisanymi w podstawach programowych? Dostawcą i efektywnym egzekutorem niezbędnej wiedzy i umiejętności potrzebnych do zaliczenia testów podsumowujących dany etap kształcenia? Ken Robinson w jednej ze swoich książek przytacza słowa Lurie Barron, której zadaniem było odzyskać szkołę dla uczniów, którzy w ogóle nie chcieli się w niej uczyć: „Najistotniejsze jest to, co jest najważniejsze dla ucznia. Cokolwiek by to było. Nie zamierzaliśmy mówić uczniom, że piłka nożna nie jest ważna, że ważna jest matematyka. Mieliśmy takie podejście, że jeśli dla ciebie najważniejsza jest piłka, to zrobimy wszystko, co będzie trzeba, żebyś grał w piłkę. Kiedy zaczęliśmy stosować to podejście, kiedy uczniowie zaczęli dostrzegać, że dla nas ważne jest to, co jest ważne dla nich, oni zaczęli dawać nam to, co jest ważne dla nas”. To znaczy, że szkoła powinna być miejscem, w którym rozpoznaje się i reaguje na rzeczywiste potrzeby i możliwości rozwojowe uczniów. Podstawy programowe mówią wprost, że szkoła oraz poszczególni nauczyciele podejmują działania mające na celu zindywidualizowane wspomaganie rozwoju każdego ucznia, stosownie do jego potrzeb i możliwości. To miejsce współpracy dużych i małych, odpowiedzialnych i tych, którzy się uczą znaczenia słowa odpowiedzialność. To przestrzeń wspólnej edukacji dla rozwoju. Czy szkoła to rzeczywiście miejsce dialogu nauczyciela z uczniem, czy raczej bilard, w którym uczeń wpuszczony niby metalowa kulka, odbija się od niezbędnej liczby wskaźników, by wreszcie po odbytej podróży wpaść do końcowej czarnej dziury wybijając na tablicy uzyskaną liczbę punktów. Im więcej, tym lepiej. I czy to rzeczywiście dobrze?
System działa tak, jak został zaprojektowany grubo ponad sto lat temu i ostatnio istotnie wzmocniony sprawnie działającym mechanizmem egzaminów zewnętrznych. Dla rangowania osiągnięć oraz porównywania absolwentów ze zbiorem wskaźników wymyślonych przez dorosłych jest rozwiązaniem doskonałym. Jednak dla rozwoju uczniów już niekoniecznie. Rita Pierson, której wystąpienie na TEDzie zmieniło sposób na patrzenia setek tysięcy ludzi na rolę i zadania nauczycieli, podkreśla: „Każde dziecko zasługuje na mistrza, na dorosłego, który zawsze będzie w niego wierzyć, który rozumie potęgę dobrych relacji i dopinguje, żeby dać z siebie wszystko”. Dobrze kiedy nauczyciel towarzyszy swojemu uczniowi. Bardziej jak przewodnik wspólnie oglądający uroki świata, niż jak strażnik w muzeum, który pilnuje, by broń boże nie zrobić niczego niewłaściwego.