Wiem że…

teacher-590109_1280

Szkoła jest od uczenia. Ktoś doda- i wychowywania. No i dobrze. W końcu szkoła jest dlatego, że na świecie są dorośli, którzy wiedzą lepiej i dzieci, które są wiedzy dorosłych pozbawione. Żeby dzieci mogły stać się dorosłymi, muszą się dowiedzieć tego, co wiedzą dorośli. I dlatego właśnie wymyślono szkołę. Kpię.

Szkoła jest wspaniała. Szkoła jest wspaniała dla dorosłych. Jest najlepszym dowodem na to, że dorośli są lepsi od dzieci. Wiedzą i dzięki temu są mądrzejsi. Ten który jest mądrzejszy musi być lepszy. Dorośli z definicji są lepsi o dzieci. Martwię się trochę.

Poetka, laureatka nagrody Nobla- Wisława Szymborska kończy swój wiersz „Schyłek wieku” słowami:
Jak żyć — spytał mnie w liście ktoś,
kogo ja zamierzałam spytać
o to samo.

Znowu i tak jak zawsze,
co widać powyżej,
nie ma pytań pilniejszych
od pytań naiwnych.

Jak żyć, być może spyta dziecko naiwnie, w szkole, która co prawda uczy, ale nie uczy po co uczy. Która poświęca większość swoich starań przekonywaniu swoich uczniów do tego, by uczyły się tego, co już wiedzą albo tego, czego z łatwością mogą się dowiedzieć, zawsze kiedy tylko będzie im to potrzebne. W ograniczonym zakresie natomiast odnosi się do tego, co jest naprawdę ważne- jak i w jakim celu korzystać z tego, czego już doświadczyliśmy i co już posiadamy.

Mózg dziecka, nim to jeszcze pojawi się w szkole, wykonuje tytaniczną robotę. Ten mały obywatel uczy się co najmniej jednego obcego języka, bogatej wiedzy z zakresu matematyki, przyrody, geografii, historii. Korzysta do tego z przeogromnych możliwości własnej kreatywności, działań artystycznych i ruchu. Rozwija niczym nie ograniczane kompetencje społeczne- buduje relacje, rozwija empatię, negocjuje, uczy się różnych ról społecznych, współpracy i pomagania innym. Intensywność rozwoju dziecka jeszcze zanim przyjdzie do szkoły jest tak intensywna, że już samo to powinno budzić w dorosłych poczucie szacunku i respektu.

Dzieje się tak, ponieważ w przypadku każdego dziecka mamy do czynienia z nie byle jakim człowiekiem. Człowiekiem, który przychodzi do szkoły z niemałym bagażem wiedzy, refleksji i doświadczeń. Tyle tylko, powie ktoś, że jest to dorobek dziecka- coś czego jakby nie było. Dopiero szkoła zweryfikuje to, z czego dziecko będzie mogło skorzystać. To, co nie zostanie sklasyfikowane jako, z punktu widzenia szkoły wartościowe, trzeba będzie odrzucić, żeby nie powiedzieć wyrzucić. Na śmietnik.

Tymczasem istnieje kilka zasad nazwanych DNA Budzącej się szkoły. To program ruchu promującego jedną z wielu dobrych zmian w polskiej edukacji. Mówi o tym, żeby przejść od kultury nauczania, do kultury uczenia się. Nauczanie zakłada podporządkowanie, ocenianie, nagrody i kary. Uczenie mówi o rozwoju, radości doświadczania, przeobrażaniu się, dorastaniu. Inna zasada mówi o rezygnacji z kultury błędu na rzecz kultury doceniania. Każde z nas lubi, kiedy inni, zwłaszcza ci, którzy są dla nas ważni, dostrzegają jak bardzo się staraliśmy i ile nam się udało. Wielu z nas nienawidzi porównywania do innych. Boimy się rangowania. Jesteśmy jacyś. Skąd wzięło się to okropne przekonanie, że musimy być tacy, jakimi chcą widzieć nas inni, bo jeśli nie, to stajemy się gorsi. Kto lubi być gorszy? Kim jest człowiek, który bez żadnej refleksji mówi innemu, że jest gorszy od innych?

Stąd potrzeba by przejść od standaryzacji do personalizacji. Standardy są ważne tam, gdzie detale muszą do siebie pasować. Czy społeczeństwo to mechanizm złożony ze ściśle do siebie dopasowanych elementów? Czy bez znajomości zasady mówiącej o tym, że a2 plus b2 równa się c2 stajemy się zbędnym elementem ludzkości? Rzecz ciekawa, najwyższe nagrody, prestiż i największe poważanie uzyskują w świecie dorosłych na ogół ci, którzy są wyjątkowi, którzy zdecydowanie się różnią od innych. Dlaczego chowamy dzieci w przekonaniu, że mistrzostwem świata jest być dokładnie takim, jak każdy pozostały?

André Stern autor książki „… i nigdy nie chodziłem do szkoły” napisał: „Dla mnie nauka i zabawa to synonimy. Moje dni mijały spokojnie i harmonijnie. Typowy plan tygodnia obejmował – oprócz godzin spędzonych na improwizacji – wiele regularnych zajęć, którym poświęcałem uwagę albo każdego tygodnia, albo w innych określonych odstępach czasu. Dni wypełnione były po brzegi, ale mimo to mijały bez stresu i rozmyślania o rywalizacji, bez presji i walki o dobre oceny”. Nie wydaje się, że zachęta do likwidacji szkół jest najlepszym z pomysłów. Może jednak warto zastanowić się na ile można by dopasować szkołę do możliwości rozwojowych każdego pojedynczego dziecka. Swego czasu jedno dziecko, które umiało czytać i pisać zanim trafiło do pierwszej klasy, zadziwiło swoją mamę mówiąc, że nauczyło się na lekcji rozpoznawania w tekście oraz pisania literki „o”. „Przecież ty to umiesz od dawna”- krzyknęła mama. „Tak- odpowiedziało dziecko- ale pani tak się cieszyła…”. Inne napisało na tablicy „Uwielbiam się uczyć, ale nie lubię być do tego zmuszanym”.

Share on facebook
Facebook
Share on linkedin
LinkedIn
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on pinterest
Pinterest